Nie wiem tak do końca co właściwie skłania mnie do podsumowań: czy to zbliżający się koniec I semestru w edukacji domowej czy raczej początek roku kalendarzowego ale tak czy siak to chyba dobry moment na pierwsze wnioski i refleksje.
Zajrzałam dziś do jednego z moich pierwszych postów, gdzie zamieściłam nasz plan dnia i teraz widzę jak na dłoni, że sporo zmieniło się u nas od września. Już nie wychodzimy na spacery z samego rana: po pierwsze dlatego, że pogoda o tej porze roku jest zwykle najlepsza po południu a po drugie dlatego, że Amelce łatwiej jest się skupić na trudniejszych zadaniach o poranku.Wtedy nawet pisanie nie wydaje jej się takie złe 😉 Tak więc zwykle zaczynamy naukę już po śniadaniu. Dwa razy w tygodniu o 9:30 mamy angielski i wtedy w zajęciach uczestniczy też koleżanka Amelki z sąsiedztwa, która chodzi do szkoły na drugą zmianę. W pozostałe dni na ogół ćwiczymy w tym czasie pisanie, rozwiązujemy zdania matematyczne bądź po prostu skupiamy się na rzeczach, które sprawiają Amelce trudność. Czasem bywa też tak, że zostawiam Amelce zadania do zrobienia i wychodzę do pracy a po południu po prostu sprawdzam czy nie miała z nimi problemów. Na naukę pod kierunkiem dorosłego przeznaczamy na ogół od 20 do 120 minut dziennie, przy czym nie wliczam w to ani rozmów na tematy wszelakie ani czytania książek, ani malowania, rysowania czy zajęć ruchowych.
Niedawno skończyłyśmy podręczniki (“Skarby” wyd. Juka) przeznaczone na pierwszy semestr. I cóż… Staranne pisanie nadal wymaga od Amelki sporo wysiłku a łączenie liter bywa nie lada wyzwaniem. Z kolei dodawanie i odejmowanie do 10 przestało być takie czasochłonne – coraz rzadziej potrzebuje palców, sprawniej liczy też na liczydłach. Czytanie prostych tekstów ze szkolnej czytanki nie sprawia jej problemów. Przeczytała też już samodzielnie pierwszą książeczkę z serii “Czytam sobie” pt. “Franek i miotła motorowa” ale tu nie obyło się bez wpadek typu: “beret w kiwakiki” podczas gdy w tekście była mowa o zwyczajnym berecie w kwiatki 🙂
Poza tym, uczyłyśmy się przygotowywania prezentacji przy użyciu komputera. Temat pierwszej prezentacji wybrała Amelka – kucyki My Little Pony – no nie mogło być inaczej 😉 i w kilkunastu slajdach przedstawiła podstawowe wiadomości na temat sześciu przyjaciółek z Ponyville. Zabawa w tworzenie prezentacji bardzo jej się podobała ale wizja wygłoszenia jej przed jakąkolwiek “publicznością” już nie tak bardzo 😉
Jednak gdyby zapytać Amelkę co w jej odczuciu było jej największym osiągnięciem ostatnich kilku miesięcy powiedziałby zapewne, że postępy w pływaniu. Rzeczywiście półgodzinne zajęcia indywidualne z instruktorką raz w tygodniu wystarczyły, by po trzech miesiącach z dziecka, które lubiło wodę o ile nie miała ona kontaktu z twarzą a tym bardziej z uszami zmieniła się w dziecko, które pyta na koniec zajęć czy może zrobić jeszcze jeden “korek” albo ostatni raz zanurkować i zebrać kółka z dna basenu 🙂 Myślę, że dzięki rewelacyjnej pani instruktorce pływanie można spokojnie uznać za nową pasję Amelki, co oczywiście bardzo mnie cieszy.
I takim sposobem po kilku miesiącach edukacji domowej nie wyobrażam sobie powrotu do szkoły. O ile wcześniej brałam poważnie pod uwagę, że będzie to nasz pierwszy i zarazem ostatni rok takiej nauki, tak w tej chwili nawet nie chcę myśleć o tym, że miałybyśmy z tego zrezygnować. A relacje znajomych których dzieci są aktualnie w pierwszej klasie w różnych warszawskich szkołach tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że to była najlepsza decyzja z możliwych. I mam nadzieję, że ten rok nie przyniesie żadnych niespodzianek, które zmusiłyby nas do powrotu do klasycznej edukacji. No, chyba że Amelka zacznie nalegać na pójście do szkoły ale na razie nic na to nie wskazuje. 🙂