Początek roku szkolnego wiązał się z wielkimi emocjami, bo w końcu miał u nas zamieszkać długo wyczekiwany żółwik stepowy. Wszystko było już gotowe, książki o opiece przeczytane, terrarium przygotowane, skarbonka na zakup żółwia pełna pieniędzy, a w kalendarzu zaznaczona ta ważna data – 2 września i tylko… tylko te wakacje nie chciały się skończyć! 😉
Zarezerwowany przez nas w sierpniu maluch wykluł się w maju tego roku więc jest jeszcze bardzo malutki i musieliśmy poczekać trochę na możliwość odebrania go od hodowcy.
Kiedy włożyliśmy go po raz pierwszy do terrarium, razem z sianem w którym przyjechał, natychmiast podreptał w róg terrarium i zakopał się w piasku pod swoim siankiem. Siedział tak z godzinę a kiedy go stamtąd wyjęliśmy niemal od razu wrócił w to samo miejsce więc uznaliśmy, że damy mu więcej czasu na przyzwyczajenie się do nowego miejsca. I tak po kolejnej godzinie dreptał już po wszystkich zakątkach, wchodził na sukulenty (niektóre większe od niego) i wspinał się na kamienie.
Dziewczynki obserwowały go zafascynowane i co chwilę wymieniały wodę w baseniku na nową, żeby w miseczce nie było piasku. A następnego ranka w pierwszej kolejności pobiegły zobaczyć co robi Tiddles: czy też już się obudził, czy nie jest głodny i czy przypadkiem nie trzeba wymienić mu wody. 🙂
Mały żółwik szybko podbił serca wszystkich członków rodziny, łącznie z tatą, który na początku dość sceptycznie podchodził do pomysłu posiadania zwierzątka domowego (zwłaszcza takiego). 🙂